poniedziałek, 30 września 2013

Essie, Cashmire Barthrobe ... i spółka


Dziś parę słów o kolejnej, jesiennej propozycji ze stajni Essie. Kolor obstawiany przeze mnie jako faworyt tej kolekcji, w rzeczywistości wywołał mieszane uczucia.



Essie, Cashmire Barthrobe to ciemna szarość, prawie ocierająca się o grafit z dość dużą ilością mieniących się, srebrnych drobinek. Szkoda, że ostatecznie na paznokciach pozostaje ich niewiele, przestają migotać, a kolor traci tym samym na atrakcyjności i głębi. Lakier w buteleczce prezentuje się przepięknie, natomiast po aplikacji jakby „zeszła z niego para”. 
W buteleczce wydaje się jaśniejszy, na paznokciach zdecydowanie ciemnieje. 
Pod względem konsystencji, walorów użytkowych i wysychania nie można mu nic zarzucić. Nie bąbluje, nie smuży, a dwie cienkie warstwy zapewniają doskonałe krycie. 
Należy go też pochwalić za bezproblemowe zmywanie, wszystko zostaje na waciku, skórki są czyste, co przy ciemnych lakierach cenię sobie wyjątkowo.
Lakier po nałożeniu na kilka paznokci wyglądał na tyle mało atrakcyjnie, że pokusiłam się o rozweselenie całości. Na środkowe palce nałożyłam OPI, The „It” Color  (o którym pisałam niedawno tutaj ) w połączeniu z topem z Vipery,Roulette nr 35. Stała część każdego mani nie zmieniła się i tym razem, czyli baza wyrównująca CC, Smooth Operator i szybkoschnący utwardzacz CC, 0-60 Seed top coat.




 
Na zdjęciach cały mani prezentuje się tak:










 
Essie, Cashmire Barthrobe – „prawdziwie flanelowa szarość” -  niestety nie będzie moim ulubieńcem. Zgadzam się, że to kolor typowo jesienny, a jego szaro-burość ma swój urok. Nie mogę nawet napisać, że jestem mocno rozczarowana, ale chyba spodziewałam się jednak czegoś zupełnie innego – chciałam dokładnie tego, co prezentuje buteleczka. Dla mnie kolor na paznokciach jest na tyle pospolity, że zachwycać się nim nie będę, co nie znaczy, że odłożę w kąt
A może to po prostu nie jego czas u mnie … 

A jak Wam się podoba ?  Może kogoś z Was zachwycił, a tylko ja marudzę … ?!

sobota, 28 września 2013

Essie, Vested Interest + Kiko, 807 Pearly Magenta



Moją uwagę ostatnio mocno przykuła świeżo zakupiona jesienna kostka z Essie. Męska  część mojego domu po naocznych testach orzekła, że większego brzydactwa nie widziała, a moje odczucia precyzowały się aż do momentu pierwszych aplikacji. Możecie się więc spodziewać w najbliższym czasie prezentacji „szaro-burych” kolorów w moich aranżacjach.



Sama się zdziwiłam, bo sięgnęłam najpierw po kolor, który na zdjęciach w Internecie, najmniej mnie zainteresował, jednak bardzo zyskał przy bliższym poznaniu.



Essie, Vested Interest to całkowicie bezdrobinkowa przykurzona, szara zieleń lub przybrudzona, morska szarość. Jest dla mnie kwintesencją jesieni, kojarzy mi się z  … podsuszoną szałwią. Kolor mocno intrygujący i niespotykany, trudny do opisania. Jego walory użytkowe oceniam - na podstawie miniaturowej, 5 ml wersji – dość wysoko. Lakier świetnie mi się nakładało, nawet tym nielubianym przeze mnie cienkim pędzelkiem, dwie warstwy dały oczekiwane krycie, bez smug czy prześwitów, całość bardzo szybko wyschła, ciesząc moje oczy kremowym i bardzo błyszczącym wykończeniem. Zapunktował u mnie także bezproblemowym zmywaniem, kolor się nie rozmazywał a skórki pozostały czyste. Bardzo mnie zaciekawił, bo pięknie prezentował się na paznokciach.

By całe mani nie prezentowało się zbyt buro i jesiennie, poszukałam mu czegoś do pary.


Efekt ożywienia uzyskałam, nakładając na kciuki i serdeczne palce coś połyskującego, czyli energetyczne Kiko, 807 Pearly Magenta z serii Quick Dry. 



Podstawą jest jasna czerwień, wypełniona różowymi i pomarańczowymi drobinkami, która daje mocno biżuteryjny efekt. Być może doczeka się on kiedyś osobnego posta, ale nie mogę nie wypomnieć mu fatalnego krycia ( nawet trzy warstwy ledwie dają radę,  może cztery byłyby w sam raz) i wbrew pozorom ( taki z niego Quick Dry ) wydłużonego czasu wysychania. Rozwodzić się dalej nad nim nie będę, bo to nie on jest dzisiejszym bohaterem.

Na zdjęciach widać jak prezentuje się całość, na bazie wyrównującej CC, Smooth Operator, pokryta szybkoschnącym utwardzaczem CC,0-60 Speed top Coat.










Essie, Vested Interest  zrobił  na  mnie bardzo pozytywne wrażenie.  Ostatnio  mam  coraz większą  ochotę  na  przykurzone, smętne  kolory, ale … z odrobiną szaleństwa.


Jak Wam się podoba?   Zgrany duet czy niedobrana para?!

piątek, 27 września 2013

Mój ci on … czyli Essie, Dj Play That Song

Kolory, w odcieniach śliwki i fioletu, były do tej pory w mojej lakierowej kolekcji traktowane co najmniej „po macoszemu”. Od biedy ze 2-3 buteleczki by się znalazły, jednak o rozsmakowywaniu się w tej kolorystyce mówić na pewno nie można. Nie czułam takiej potrzeby, więc „fioletowym zbieractwem” się nie trudniłam. Jak się właśnie okazało nic nie wskazuje też na to, by cokolwiek miało się w tej materii zmienić, bo … wystarczy, że w moje ręce wpadł odcień zjawiskowy, cudowny, zapierający dech w mojej piersi – ten mój i tylko mój, ten jeden  jedyny.
Jak mogłam do tej pory nie zwrócić na niego uwagi, tego nie wiem. Ważne, że  Essie, Dj Play That Song z kolekcji neonowej 2013 - bo o nim tutaj mowa - zagościł w moim lakierowym pudełku za sprawą zupełnie nieoczekiwanego prezentu. Ofiarodawczyni przy tej okazji niezmiernie dziękuję.





Essie, Dj Play That Song to neonowy fioletowy róż lub mocno różowy fiolet – jak kto woli.

Jak ja uwielbiam ten elektryzujący, energiczny i obłędny „power” kolor !

Wybaczam mu, że - jak na neona przystało -  jego krycie nie jest powalające. Konieczne są trzy warstwy, ale to nie problem, bo dosyć szybko wysychają.

Wybaczam mu, że wysycha do jakiegoś satynowego matu, a ja nie za bardzo przepadam za „woskowymi” paznokciami. Jednak warstwa topu wysuszającego czy nabłyszczającego potrafi w jednej chwili zupełnie odmienić jego oblicze, nadając niesamowitego połysku. 

Wybaczam mu, że dość szybko-bo w ciągu jednego dnia- ściera się na końcówkach paznokci i każde - nawet lekkie - zarysowanie staje się bardzo widoczne. To mi nie przeszkadza, bo mogę go nakładać ciągle od nowa, nawet codziennie.

Ubolewam tylko, że zdjęcia nie oddają jego urody, wydaje mi się, że na żywo jest jeszcze piękniejszy. 
Trzy warstwy Essie, Dj Play That Song na bazie wyrównującej Color Club, Smooth Operator, pokryte szybkoschnącym utwardzaczem Color Club,0-60 Speed top Coat ( to mój nowy zestaw base coat + top coat, który testuję i zapewne niedługo pojawi się moja opinia o nim ) prezentują się tak:














Jak widzicie,  jestem w stanie wybaczyć mu wiele, mogę się z nim mocno „użerać”, może dawać mi „w kość”, i tak będę go uwielbiać i darzyć wielkim uczuciem, bo … „ten” cudowny  kolor jest mi w stanie zrekompensować wszystko. Nie mogę się przez niego skupić na robocie, ciągle gapię się na swoje paznokcie … jak zaczarowana.
Mam nadzieję, że ktoś mnie zrozumie i być może znajdą się osoby, które na punkcie Essie, Dj Play That Song tak sfiksowały jak  ja. Przydałby mu się - swoją drogą - porządny fun club.

Podzielacie moją opinię o nim czy raczej to nie Wasza bajka?




wtorek, 24 września 2013

Essie’akowy duet … czyli Mezmerised i The More The Merrier



Nie ukrywam, lubię bawić się kolorami. Zazwyczaj nie jestem w tym ani trochę oryginalna ani odkrywcza, ale i tak sprawia mi to ogromną frajdę. Nie inaczej było w wypadku tego dwukolorowego mani. Gdzieś mignął mi przed oczami taki zestaw kolorystyczny i postanowiłam przenieść go na paznokcie.



Pierwsze skrzypce w mojej propozycji zagrał Essie, Mezmerised z kolekcji Summer 2009. To żywy i mocny krem w odcieniu niebieskiego, wpadający w granat, zupełnie bezdrobinkowy. Najlepiej się prezentuje po aplikacji dwóch raczej cieńszych warstw, niesamowicie błyszczy i szybko wysycha. Aplikacja i formuła bez zarzutu, podobnie jak zmywanie. Na dłoniach wygląda zjawiskowo, przykuwa uwagę i wcale, ale to wcale nie kojarzy mi się z jesienią.

 
Jako dodatek na serdecznych palcach wylądował Essie, The More The Merrier z tegorocznej, letniej kolekcji Naughty Nautical. To bezdrobinkowy krem w kolorze odważnej, prawie neonowej zieleni, przypominający soczystą limonkę. Pięknie odbija światło. Całkowicie kryje przy dwóch warstwach i szybko wysycha. Pod względem użytkowym zupełnie bezproblemowy. Na dłoniach prezentuje się ciekawie, przyciąga wzrok i … ma w sobie coś radosnego.



Na zdjęciach w konfiguracji  „8 + 2” odpowiednio  Essie, Mezmerised i Essie, The More The Merrier  na bazie NT II, wykończone topem wysuszającym SH Insta-Dri.














Proste kolory, w tym raczej mało oryginalnym duecie, dały jednak na paznokciach niezwykle żywy i radosny efekt. W połączeniu z  odrobiną wrześniowego słońca pozwoliły choć na chwilę zapomnieć, że pierwszy dzień jesieni już za nami.


Jak Wam się podoba? Czy takie duo przypadło Wam do gustu?