Dziś parę słów o kolejnej, jesiennej propozycji ze stajni
Essie. Kolor obstawiany przeze mnie jako faworyt tej kolekcji, w rzeczywistości
wywołał mieszane uczucia.
Essie, Cashmire Barthrobe to ciemna szarość, prawie
ocierająca się o grafit z dość dużą ilością mieniących się, srebrnych drobinek.
Szkoda, że ostatecznie na paznokciach pozostaje ich niewiele, przestają migotać,
a kolor traci tym samym na atrakcyjności i głębi. Lakier w buteleczce
prezentuje się przepięknie, natomiast po aplikacji jakby „zeszła z niego para”.
W buteleczce wydaje się jaśniejszy, na paznokciach zdecydowanie ciemnieje.
Pod
względem konsystencji, walorów użytkowych i wysychania nie można mu nic
zarzucić. Nie bąbluje, nie smuży, a dwie cienkie warstwy zapewniają doskonałe
krycie.
Należy go też pochwalić za bezproblemowe zmywanie, wszystko zostaje
na waciku, skórki są czyste, co przy ciemnych lakierach cenię sobie wyjątkowo.
Lakier po nałożeniu na kilka paznokci wyglądał na tyle mało atrakcyjnie,
że pokusiłam się o rozweselenie całości. Na środkowe palce nałożyłam OPI, The „It”
Color (o którym pisałam niedawno tutaj )
w połączeniu z topem z Vipery,Roulette nr 35. Stała część każdego mani nie zmieniła się
i tym razem, czyli baza wyrównująca CC, Smooth Operator i szybkoschnący
utwardzacz CC, 0-60 Seed top coat.
Na zdjęciach cały mani prezentuje się tak:
Essie, Cashmire
Barthrobe – „prawdziwie flanelowa szarość” - niestety nie będzie moim ulubieńcem. Zgadzam
się, że to kolor typowo jesienny, a jego szaro-burość ma swój urok. Nie mogę
nawet napisać, że jestem mocno rozczarowana, ale chyba spodziewałam się jednak czegoś
zupełnie innego – chciałam dokładnie tego, co prezentuje buteleczka. Dla mnie
kolor na paznokciach jest na tyle pospolity, że zachwycać się nim nie będę, co
nie znaczy, że odłożę w kąt.
A może to po prostu nie jego czas u mnie …
A jak Wam się podoba ?
Może kogoś z Was zachwycił, a tylko ja marudzę … ?!