czwartek, 1 maja 2014

Mani no mani ...

... czyli miało być delikatnie, spokojnie i elegancko. Chyba się udało.
Świetny 'nudziak' i kiepska brzoskwinka zrobiły całą robotę. Oba z wiosennej kosteczki tegorocznej kolekcji Essie, Resort Fling.


Tytułowy Essie, Resort Fling to urocza brzoskwinka, która przyciąga chyba tylko kolorem. Chociaż nawet on nie ma w sobie nic odkrywczego i niespotykanego. Żelkowa formuła nie przekonała mnie do siebie, bo trzy warstwy z prześwitami to nie dla mnie. Dlatego, jak tylko się zorientowałam w sytuacji, wylądowała wyłącznie na jednym paznokciu. I chyba tylko w ten sposób będę jej używać. Lakier broni się jeszcze tylko szybkim wysychaniem i fajnym połyskiem. Ogólnie jestem na : NIE.

Natomiast w Essie, Cocktails&Coconuts zakochałam się od pierwszej aplikacji. Trafiłam chyba na mojego 'nudziaka' doskonałego, bo czuję się w nim jak w drugiej skórze. To chyba zasługa tych srebrnych drobinek, wyraźnie widocznych w buteleczce, które nadają paznokciom pięknego 'glow' zamiast efektu tandetnej, brokatowej posypki. Dwie, bardzo kremowe warstwy świetnie kryją płytkę, szybko wysychają i subtelnie błyszczą. Ogólnie jestem na: BARDZO TAK.

Popatrzcie sami:









Czy taka wersja 'mani no mani' przypadła Wam do gustu?