Dziś przedstawiam Wam obiekt moich lakierowych westchnień.
Ten egzemplarz już od dłuższego czasu wisiał na mojej liście "chciejstw", a właściwie to chyba liście marzeń, bo to kolor limitowany (kolekcja Chanel Spring 2013), prawie już nieosiągalny, pojedyncze sztuki do dostania za naprawdę niemałe pieniążki, gdzieś na drugim końcu świata.
Tym bardziej się cieszę, bo dzięki zupełnie przypadkowej informacji (jeszcze raz dziękuję Maniu) stałam się szczęśliwą jego posiadaczką w ciągu zaledwie dwóch dni, na dodatek w bardzo atrakcyjnej cenie :))
O co wobec tego ta burda i awantura ;) z tym Fracasem?
Chanel, 571 Fracas to ... skomplikowany kolor, zarówno do opisywania jak i fotografowania. To unikatowy mix koralu i różu, połączonych ze sobą w tak idealnych proporcjach, że trudno o jakikolwiek duplikat. Dodatkowo z mega delikatnym złoto-różowym shimmerem, widocznym jedynie w buteleczce, ewentualnie w dużym słońcu na paznokciach. Taki trochę z niego kameleon, raz bardziej arbuzowy, albo łososiowy, kiedy indziej bardziej różowy, czasami odrobinę neonowy, a za chwilę już subtelny i delikatny. Co by nie pisać: obłędnie piękny, przykuwający uwagę , po prostu idealny.
I znowu, nie sposób, by zdjęcia oddały jego urodę, trzeba go "dotknąć" osobiście, by zachwycać się kolorem, konsystencją, przyjemnością nakładania, połyskiem i trwałością (mogłabym wyliczać bez końca).
Nie wiem więc, czy nie dopuszczam się profanacji, pokazując swoje fotki. Niestety do pełni szczęścia zabrakło tylko pełnego słońca, pstrykałam przy pełnym zachmurzeniu późnym popołudniem, więc to jedynie jedna z jego odsłon. Trudno ... tak prezentują się dwie cieniutkie warstwy Chanel, 571 Fracas, pokryte Seche Vite.
Jak Wam się podoba ten "frykasik"?
Też macie takie swoje lakierowe marzenia do spełnienia? A może jakieś niedawno się spełniło?
Napiszcie koniecznie.