czwartek, 31 października 2013

Rimmel’owy duet … czyli 713, Britpop i 500, Peppermint


Po ostatniej „szaroburości” w moich mani potrzebowałam czegoś energetycznego i dającego „power'a”. Świetnie w moje potrzeby wpasował się Rimmel, 713 Britpop,  grający dziś pierwsze skrzypce.


Rimmel, 713 Britpop pochodzi z bardzo lubianej przeze mnie serii Salon Pro. To mocno nasycony, bezdrobinkowy krem, balansujący między zdecydowanym niebieskim a ostrym turkusem. 
Kolor niesamowicie głęboki, żywy i energetyczny, ale zarazem świetnie wpasowujący się w jesienne klimaty. 
Jak na kolejny egzemplarz z tej serii przystało, kryciem, aplikacją i konsystencją można się zachwycać, a piękny błysk wieńczący mani dopełnia szczęścia. Właściwie jedna grubsza warstwa załatwia wszystko, ja jednak zawsze wolę dwie cieńsze.
Pędzelek, jak dla mnie idealny, gładko sunie po płytce, nie tworząc smug czy bąbli. 
Całość wysycha w standardowym czasie i możemy cieszyć oczy pełnym blasku, żywym kolorem. 

Na serdeczne palce dołożyłam odrobinę mięty z warstwą Wibo, WOW Effect Matte Glitter Nr 1, od którego ewidentnie nie mogę się odczepić. 

Miętowy krem pochodzi z buteleczki, osławionego już Rimmel’a, 500 Peppermint, którego mało kto nie zna. 
Jak reszta jego kolegów z serii Salon Pro, spisuje się równie dobrze. 
Ma trochę rzadszą konsystencję, wymaga zdecydowanie dwóch solidniejszych warstw, bo jest odrobinę mniej nasycony, ale to absolutnie go w żaden sposób nie dyskwalifikuje i  sięgam po niego z dużą przyjemnością. 
Dziś jest dodatkiem do całości, ale zdecydowanie zasługuje na pokazanie go w roli głównej, co zapewne nastąpi.

A tak prezentuje się moje dzisiejsze mani:



















Czy mój zestaw przypadł Wam do gustu?  Polubiliście się z serią Salon Pro, Rimmel’a ?

środa, 30 października 2013

Moje wielkie „WOW” dla … Wibo, WOW Effect Matte Glitters


Sama siebie łajam za pokazywanie Wam dzisiejszych zdjęć z przechodzonym już wczorajszym Catrice, 900 Steel My Heart
Jednak nie mogłam się powstrzymać od pokazania Wam „efektu matowego glitteru” uzyskanego za sprawą nowego nabytku, czyli Wibo, Effect Matte Glitters Nr 1. Nałożyłam go od razu po powrocie z zakupów i … nie byłam w stanie zmyć całości.   
Co prawda dzisiejsze „prace biurowe” znacząco pogorszyły już jakość mojego mani , ale mam nadzieję, że skupicie się bardziej na tytułowym bohaterze. 
Jestem pod ogromnym wrażeniem jego „top’owych” możliwości i teraz będę go chwalić.


Wibo, Effect Matte Glitters Nr 1 to przezroczysta baza napakowana sporą ilością foliowych płatków brokatu w odcieniu złota, wysychająca - według producenta - do matu. 
Dla mnie osobiście bliżej mu jednak do półmatu lub satyny, być może za sprawą mieniących się, całkiem nieźle, złotych flejków. Wykończenie nie jest toporne, wręcz przeciwnie, subtelnie matowi bazę w postaci kolorowego lakieru, nadając całości - mimo wszystko - lekkiego, niezwykle urokliwego błysku
Drobin jest na tyle dużo, że nie ma potrzeby ich łowienia czy pomagania im w równomiernym rozmieszczeniu na płytce paznokcia. 
Aplikacja przebiega szybko i sprawnie, a wysychanie określiłabym jako wręcz błyskawiczne. Ani przez moment nie zatęskniłam za wysuszającym topem, którego użycie i tak pozbawiłoby mnie oczekiwanego efektu. 
W roli wykończeniowej warstwy manicure’u sprawdził się fenomenalnie, w  roli „odświeżacza” zużytych mani tym bardziej. 
Właściwie nie zauważyłam żadnych jego wad, więc mam prawo sądzić, że i przy zmywaniu zachowa się profesjonalnie.

















W bardzo przystępnej cenie dostajemy naprawdę dobry produkt, który mam w planach przetestować na niejednym jeszcze kolorze. Zachęcona pozytywną współpracą z tym osobnikiem, zamierzam pokusić się o inne wersje kolorystyczne z tej serii i stworzyć, zgodnie z intencjami producenta, wiele „efektownych manicure’ów".

A gdyby go tak - mimo wszystko - pociągnąć warstwą nabłyszczacza ?!    Hmm ...


I jak Wam się podoba nowa odsłona Wibo ?  Macie, używacie czy planujecie dopiero zakupy ?



wtorek, 29 października 2013

Mam „stalowe serce”, ale tylko na paznokciach …


Wczorajszy post mojej "lakierowej" koleżanki Izabeli Anny zainspirował mnie do odkopania w moim pudełeczku z lakierami tego właśnie egzemplarza. To z kolei jeden z moich, ulubionych ciemnych lakierów, więc dzisiejszy wpis będzie swego rodzaju odpowiedzią na zadane czytelnikom pytanie.


Catrice, 900 Steel My Heart to czekoladowa baza z zatopionym mnóstwem bardzo drobno zmielonego brokatu, mieniącego się kolorami tęczy, z przewagą zieleni i niebieskości.  
Kolor bardzo niejednoznaczny, bo czasami mam wrażenie-być może za sprawą tych drobinek, że jest bardziej fioletowy lub stalowy niż czekoladowo brązowy. Ten jego niesprecyzowany odcień sprawia, że polubiłam go tak bardzo. 
Mikro-brokatu jest na tyle dużo, że decyduje on o wykończeniu lakieru, który zgodnie z napisem na zakrętce „Brushed Metal Efekt” wysycha do półmatu lub satyny, dając na paznokciach „stalowy” efekt. Nic jednak nie haczy, nic nie odstaje i nie ma też nic wspólnego z najbardziej subtelnym piaskowym wykończeniem. 
Nie przeszkadza mu to delikatnie połyskiwać, jednak dla mnie całe jego piękno wydobywa dopiero warstwa topu nabłyszczającego i tylko w takiej wersji lubię go nosić. Wtedy błyszczy i migocze w pełnej okazałości. 
Zmywanie przebiega bezproblemowo, bez rozmazywania czy migrowania drobinek.
Jedynie naprawdę ogromny pędzel, którym dość trudno się manewruje, trochę mnie denerwuje przy każdej aplikacji. Właściciele małej płytki mogą mieć spory problem w ujarzmieniu go. 
Ale pokryte nim paznokcie wyglądają naprawdę pięknie i elegancko, i to wynagradza mi wszelkie niedogodności „pędzlowania”.

Kilka zdjęć z jego solowym udziałem pozwoli Wam ocenić jego możliwości. Mam na sobie dwie warstwy Catrice, 900 Steel My Heart, na bazie wyrównującej CC, Smooth Operator, pokryte szybkoschnącym utwardzaczem CC, 0-60 Speedy top coat.




















Nie powiem, że już sama nazwa lakieru przykuwa uwagę, bo uwielbiam, gdy buteleczki wyróżniają się nie tylko numerem, ale i sam kolor podbił moje, mało „stalowe” serce, które okazało się w ogóle nieodporne na jego wdzięki.

 
Jak Wam się podoba „stalowe serce” zamknięte w buteleczce?