środa, 16 lipca 2014

Jak pastelowe piaski sprawdzają się w letnie upały

Pewnie, gdyby nie problemy z bąblowaniem jeszcze długo te dwa egzemplarze nie zasłużyłyby na osobny wpis. Jednak życie czyt. lato zmusiło mnie, by poszperać w swoim lakierowym pudełku w poszukiwaniu piasków, ale tych w letnim wydaniu. Znalazłam dwa ze stajni Barry M, z serii Textured Nail Effect: pastelowy róż - Kingsland Road i pastelowy błękit - Atlantic Road; oba zupełnie bezdrobinkowe.







Jak na fankę piasków przystało, tych zimowych czyt. w ciemnych kolorach, to ci u mnie dostatek, ale miłością do pastelowych piasków, to ja nigdy nie pałałam. Z prostej przyczyny: okrutnie wkurza mnie to, z jak ogromną łatwością łapią każdy najmniejszy brud i dodatkowo z jaką determinacją bronią się przed jakimkolwiek czyszczeniem. To one uzmysłowiły mi, jak często np. dotykam swojej twarzy w makijażu, stopniowo i bardzo skutecznie zbierając podkład i puder z mojej cery. Ale nie tylko, łapią dosłownie wszystko i dość szybko przestają wyglądać atrakcyjnie i schludnie.
Nie wiem, czy macie podobne doświadczenia z tymi lakierami, mnie one skutecznie do siebie zniechęciły. Ponieważ problem letniego bąblowania zupełnie ich nie dotyczy, zastanawiałam się, co zrobić, by przedłużyć ich nienaganny wygląd. Pokusiłam się o szybki eksperyment i teraz pokażę Wam rezultaty. Żeby nie naruszyć nic z ich faktury, pokryłam je delikatnie metodą gąbeczkową: 
1) topem matującym z Inglota 






2) topem wysuszającym z Sally Hansen.  







Przekonałam się, że pastelowe piaski delikatnie pokryte topami dłużej zachowują swoja świeżość i urodę. Żeby ich idealna struktura nie straciła zbyt wiele na oryginalności, warto stemplować je, kiedy porządnie podeschną i ... z dużym wyczuciem.

Oceńcie, która wersja podoba się Wam najbardziej: oryginalna, zmatowiona czy połyskująca.
A jak u Was sprawdzają się pastelowe piaski ? 
Napiszcie, jak radzicie sobie z zabrudzeniami, bo może to tylko ze mnie jest taki brudas ?!




środa, 9 lipca 2014

Na upał chyba najlepsze są kropki ...

...właśnie do takiego wniosku doszłam, starając się od kilku dni zmalować jakieś porządne mani. Po prostu się nie da, poddaję się. Każda próba uzyskania gładkiej tafli na paznokciu, przy 30-stopniowych temperaturach kończyła się totalnym fiaskiem. Bąble, bąble i jeszcze raz bąble - efekt: paznokcie "z regularną wysypką". A przecież nie o to mi chodziło.
Dzisiejsze mani nieskazitelne nie jest i wprawne oko szybko zorientuje się, że nie brak na nim bąbli. Próbowałam je skrzętnie ukryć pod kropkami, jednak nawet top coat się buntował. Zostaje mi chyba: albo przeczekać ten czas ( a jak na złość czekamy na lato i letnie kolory na paznokciach przecież prawie cały rok), albo poszukać innych rozwiązań ( pomalutku pojawiają się już jakieś pomysły).
Tymczasem na moich paznokciach za bazę robią dwie warstwy Essie, Ballet Slippers, a kropkowałam zielonym Essie, Mojito Madness, niebieskim Essie, Chills&Thrills, fioletowym Essie, Sittin'Pretty i szarym Essie, Chinchilly. Warstwa top coat'u Sally Hansen, Insta Dri miała pomóc, ale tylko zaszkodziła.



Tak prezentują się wykropkowane paznokcie "z ospą" ;))









Czy Wy też macie teraz takie "bąblowe" problemy z malowaniem paznokci?
Jeśli tak, proszę podzielcie się swoimi sposobami na uniknięcie takich "niespodzianek".

A tak w ogóle, to podobają się Wam moje kropki ?



wtorek, 1 lipca 2014

Prawie jak ... Essie, Watermelon

Nie wiem, czy dla fanów tego koloru (oceńcie sami) to dobra wiadomość czy zła, ale wyrosła mu całkiem konkretna konkurencja. Kultowy kolor Essie, Watermelon doczekał się godnego duplikatu w postaci Models Own, Sundress - jednej z nowości tej firmy na wiosnę/lato 2014. W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ja - zagorzała fanka Essie, Watermelon - nie umiem między nimi wybrać.


Models Own, Sundress z linii HyperGel to super błyszczący, mocno napigmentowany, niezwykle kremowy lakier w kolorze soczystej, dojrzałej maliny. Treściwa formuła pozwala zapomnieć o standardowej, dwuwarstwowej aplikacji i gwarantuje w kilka minut efekt żelowych paznokci na naszych dłoniach. Na dodatek szybko wysycha, ba! nawet na trwałość nie można ponarzekać. Czego chcieć więcej ?!
Możecie teraz obejrzeć urodę tego jednowarstwowca (jedynie z warstwą SH, Insta Dri), choć mój aparat i tym razem nie odmówił sobie pożarcia z niego porcji różu. 










Na korzyść Essie, Watermelon  przemawia chyba jedynie ... sentyment :)
Oto z jakimi dylematami przyszło się zmagać obecnym lakieromaniakom ;))
Co o tym myślicie?





niedziela, 29 czerwca 2014

Uwaga! Neon! ... czyli Essie, Sittin' Pretty

Neon neonowi nie równy, ale kto powiedział, że od razu ma dawać po oczach ?! Chyba takiej filozofii trzymało się Essie dobierając kolory do swojej kolekcji Too Taboo. Nadaje neonowym kolorom zupełnie innego wymiaru, ma być zdecydowanie i intensywnie na paznokciach, ale bez przesady. Szczerze mówiąc mi to zupełnie odpowiada, bo nie szaleję za jaskrawymi neonami na paznokciach, które na dłuższą metę męczą mnie i jakby ... uwierają.

Zupełnie inaczej rzecz się ma z dzisiejszym egzemplarzem. Z początku w ogóle nie zrobił na mnie najmniejszego wrażenia, ale po naocznych testach okazał się moim faworytem tej kolekcji - świetnie zgrał się z moim ciepłym odcieniem skóry.


Essie, Sittin' Pretty to faktycznie intensywna lawenda - zgadzam się z opisem producenta. Dodam tylko od siebie - zdecydowany fiolet ze sporą ilością niebieskich tonów. Dwie warstwy w pełni pokrywają płytkę, szybko wysychają i pięknie błyszczą, nawet bez użycia topu, co dla neonów też jest dość nietypowe. Taki z niego neon :))

Na zdjęciach dwie warstwy Essie, Sittin' Pretty bez topu.









Świetnie czuję się w tym kolorze, nawet teraz, kiedy słonko nie zdążyło jeszcze pogłaskać moich dłoni. Za jakiś czas z opaloną skórą będzie wyglądać obłędnie.
Jak sądzicie, czy Essie, Sittin' Pretty ma w sobie coś oryginalnego ? A może dostrzegacie w nim coś neonowego ?




piątek, 27 czerwca 2014

Cudownie! Uwielbiam to!

Wracam na bloga z odrobiną prywaty, choć o sobie mówić nie lubię. Uważam, że szczególnie Wam należy się jednak trochę wyjaśnień. Nie chodzi mi bynajmniej o usprawiedliwianie się czy jakiekolwiek tłumaczenie.
Ostatnie kilkanaście tygodni było dla mnie szczególnie trudne. Zdrowie posypało się nagle i stało się jedynym tematem, na którym mogłam się skupić. Życie pod presją mocno prawdopodobnego, "brzydkiego" onkologicznie rozpoznania dosłownie mnie przygniotło i pozbawiło resztek radości. 
Dziś piszę ten post w trzy tygodnie po ciężkiej, ginekologicznej operacji, jeszcze mocno obolała, ale już w zgoła odmiennym nastroju. Wręcz nieziemsko szczęśliwa trzymam w ręku wynik badania hispatologicznego  i cieszę się jak dziecko. Wszystko wskazuje na to, że jestem zdrowa i mogę całkowicie odetchnąć. Jestem dziś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, że chciałam się tym podzielić również z Wami.
Wracam więc do "normalnego" życia i mocno wierzę, że będzie mnie tutaj zdecydowanie więcej. By w pewnym sensie uczcić mój "życiowy" sukces zdecydowałam o zmianie w tytule bloga. Nadal krążąc w przewodniej tematyce lakierowej, chciałabym jednak od czasu do czasu wtrącać o całej reszcie, która mnie zachwyca i pociąga w kosmetycznym świecie. 

Wierzę, że zostaniecie ze mną nadal i razem będziemy dalej "smakować" życie.





Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i pozdrawiam serdecznie.
                                                                                                              
                                                                                                                             Zdrowo szczęśliwa :))



czwartek, 1 maja 2014

Mani no mani ...

... czyli miało być delikatnie, spokojnie i elegancko. Chyba się udało.
Świetny 'nudziak' i kiepska brzoskwinka zrobiły całą robotę. Oba z wiosennej kosteczki tegorocznej kolekcji Essie, Resort Fling.


Tytułowy Essie, Resort Fling to urocza brzoskwinka, która przyciąga chyba tylko kolorem. Chociaż nawet on nie ma w sobie nic odkrywczego i niespotykanego. Żelkowa formuła nie przekonała mnie do siebie, bo trzy warstwy z prześwitami to nie dla mnie. Dlatego, jak tylko się zorientowałam w sytuacji, wylądowała wyłącznie na jednym paznokciu. I chyba tylko w ten sposób będę jej używać. Lakier broni się jeszcze tylko szybkim wysychaniem i fajnym połyskiem. Ogólnie jestem na : NIE.

Natomiast w Essie, Cocktails&Coconuts zakochałam się od pierwszej aplikacji. Trafiłam chyba na mojego 'nudziaka' doskonałego, bo czuję się w nim jak w drugiej skórze. To chyba zasługa tych srebrnych drobinek, wyraźnie widocznych w buteleczce, które nadają paznokciom pięknego 'glow' zamiast efektu tandetnej, brokatowej posypki. Dwie, bardzo kremowe warstwy świetnie kryją płytkę, szybko wysychają i subtelnie błyszczą. Ogólnie jestem na: BARDZO TAK.

Popatrzcie sami:









Czy taka wersja 'mani no mani' przypadła Wam do gustu? 




środa, 30 kwietnia 2014

Modelka i dalmatyńczyk ...

... czyli misz-masz  :
Models Own z serii Hyper Gel, Lilac Sheen  
Essence z serii Nail Art Special Effect! topper 22 Black Dress and White Tie 
Lovely, Snow Dust Nr 3


Pastelowo-fioletowa Modelka to lakier "z fochem", trochę trudno było nam się dogadać na początku. Żelowa, czyli treściwa i gęstawa formuła zmusza do nakładania go na płytkę jedynie w trzech, zdecydowanych pociągnięciach pędzelkiem, o żadnych poprawkach nie ma mowy, bo wtedy nierównomiernie rozkłada się na paznokciu i wygląda mało atrakcyjnie. Najlepiej nam się współpracuje, gdy nie używam pod nią żadnej bazy czy odżywki, a odpowiednia ilość nabrana na pędzelek i odpowiedni sposób aplikacji gwarantuje sukces. Nie sprawdza się u mnie jedna grubsza warstwa, wolę dwie cieńsze, które wykańczam tylko wysuszaczem z Sally Hansen, Insta Dry, bo inne nie wyglądają z Modelką dobrze. Ten dość wymagający lakier nadrabia jednak pięknym kolorem, super połyskiem i , co miałam już okazję przetestować, bardzo dobrą trwałością

Topper "101 dalmations" ma tradycyjną formułę, więc zbyt wymagający nie jest. Jedna, dwie warstwy równomiernie pokrywają lakier bazowy, szybko wysychają i pięknie się prezentują na kontrastowych kolorach. Czarno-białych drobinek i srebrnego brokatu jest w sam raz i nie trzeba o nie walczyć przy nabieraniu pędzelkiem. Lakier dodaje pikanterii każdemu nudnemu, jednokolorowemu mani.

Nie odmówiłam sobie także dodania na serdeczny palec niezwykle urokliwego, srebrnego piasku od Lovely z serii Snow Dust. Bardzo go lubię, właśnie w takich połączeniach.

A teraz więcej zdjęć całości:








Jak Wam się podoba taki zestaw?